Redakcja tekstu
Pełne śledztwo. Czujne oko i dobre narzędzia nadal się przydają, ale teraz w grę wchodzi już cały aparat wiedzowo-dedukcyjny. Żaden mały ani większy złoczyńca chcący zniweczyć Twoje wysiłki się nie wymknie. To gruntowna rewizja z przesuwaniem mebli, a jeśli trzeba, to i z pruciem ścian (czyt. z porządkowaniem akapitów i całej kompozycji tekstu).
W gronie podejrzanych są dodatkowo:
- Błędy leksykalne – szajka wyspecjalizowana w zastępowaniu właściwych wyrazów prawdopodobnymi. Adaptować zamienią na adoptować, przynajmniej na bynajmniej, napiszą coś o dedykowanych rozwiązaniach… Autor nawet nie zauważy, a czytelnik złapie się za głowę.
- Błędy stylistyczne – gang, który sieje zniszczenie z ukrycia. Dla przeciętnego czytającego błędy tego rodzaju nie są czasem widoczne, pozostawiają jednak wrażenie zgrzytu. Widzisz coś złego w zdaniu Zrobię to, gdyż Cię lubię? Nie? To znak, że stylistyczni zastawili już na Ciebie swoje sidła.
- Błędy kompozycji – siatka rozrabiaków rozsiana po całym tekście po to, żeby zaburzyć przepływ informacji. A to zdublują gdzieś informację, a to zbyt wcześnie urwą wątek albo zaburzą proporcje. Czego się nie zrobi, żeby autora wpędzić w kłopoty!
- Błędy logiczne – to już prawdziwa mafia. Odwołanie do rozdziału, którego nie ma. Bohater wychodzący przez okno z 8 piętra. To znowu argument mający się nijak do tezy. Takie zaszyte w treści niespodzianki sprawiają, że publikacje przechodzą do historii… tekstowych wpadek.
- Błędy ortograficzne – bezlitosne w przekreślaniu wartości nawet najlepszego dzieła. (Nikt już nie pamięta, o czym czytał, jeśli trafi gdzieś na rużę albo inny kfiatek, prawda?)
- Błędy gramatyczne – cwaniaczki żerujące na zawiłościach polskiej fleksji. Jesz kotlet czy jesz kotleta? – który autor nie zadawał sobie tego typu pytań? Ty już nie musisz. Znam odpowiedzi za Ciebie.
Korekta tekstu
Tekstowe dochodzenie, czyli poszukiwania lżejszej rangi. Naszym celem jest wyłapanie tego, co może się rzucić w oczy nawet mało zorientowanemu w polszczyźnie czytelnikowi. To trochę jak odkurzanie skarbu małym pędzelkiem w poszukiwaniu drobnych śladów. Żadnego zrywania podłóg i zwiedzania sekretnych korytarzy. Skupiamy się na tym, co z wierzchu.
Tropimy zatem:
- Literówki – małe, sprytne złodziejaszki jakości, które perfekcyjnie kryją się przed Tobą jako autorem, za to chętnie pokazują się czytelnikowi.
- Błędy interpunkcyjne – drobne opryszki, które czyhają tylko, żeby odciągnąć uwagę czytelnika od meritum albo zmienić sens zdania.
- Błędy typograficzne – to typ opryszków, które przychodzą na gotowe. A to wstawią przeniesienie w złe miejsca, a to wkurzają czytelników wiszącymi spójnikami. Masz elegancko złożony PDF? Zajmę się tym, żeby nic tej elegancji nie popsuło.
Korekta i redakcja tekstów krok po kroku, czyli jak przebiega śledztwo
Zgłaszasz, że masz tekst, który trzeba ratować. Jestem do dyspozycji.
Ustalamy plan: dochodzenie (korekta) czy pełne śledztwo (redakcja)? Jaki jest obszar działania — 300-stronicowa książka czy krótki tekst na ulotkę? Na kiedy chcesz mieć na biurku wyniki? Podsyłasz mi próbkę swojego tekstu, żebym mogła ocenić stopień trudności śledztwa. Wyceniam, podpisujemy umowę i do dzieła!
Działam. Przez kilka godzin, dni lub tygodni (w zależności od zlecenia) nie ma dla mnie niczego ważniejszego niż wyłapanie wszystkich, ale to wszystkich gagatków grasujących w Twoim tekście. Co do ogonka! Tropię je w Wordzie w tzw. trybie śledzenia zmian — wszystko, co zmienię, będziesz miał kolorowo na białym. Więcej! Każdą moją poprawkę możesz zaakceptować lub odrzucić.
Kiedy rozprawię się już z wszystkimi tekstowymi rzezimieszkami, odsyłam Ci Twoje dzieło — czyściutkie, wypielęgnowane i gotowe na to, by zbierać oklaski. Gratis: trzymam kciuki, żeby zebrało ich jak najwięcej!
Ile kosztuje korekta i redakcja tekstów?
Dużo mniej niż skutki działania tekstowych rzezimieszków. Zlecenie śledztwa to nie koszt, a inwestycja: w Twój spokój, dobre imię i dumę z siebie.
Wysokość tej inwestycji zależy od wielu rzeczy. Chcesz poznać szczegóły?